Tunikę to ja jednak źle obliczyłam i jest za krótka...więc może sprezentuję ją komuś niższemu...a sobie poczynię taką, jak według planu miała mi wyjść...może i nawet by wyszła dłuższa, gdybym nie ufilcowała wszystkiego na taką blachę i nie maltretowała jej tak :)
A oto efekt:
Wracając do tematu rozważań...nie mam żadnego własnego zdjęcia z warsztatów, ale Maryla użyczyć zechciała mi zdjęć, które zrobiła mi przy robocie, za co serdecznie jej dziękuję!
Bo tunika tuniką, ale trzeba experymentować dalej i chciałam spróbować laminowanego filcu.
Instruktorka Charity podała mi kilka pomysłów i pokazała jak zrealizować moje chęci. Powstały rękawki z sojowej cieniutkiej tkaniny, w podobnej do tuniki kolorystyce.
A sytuacja kształciła się tak:
Na początek na tkaninie,w miejscu róż kładłam pozwijaną włóczkę, na to warstwa czesanki. Moczenie
Po położeniu czesanki druga warstwa sojowej tkaniny i znów moczenie.
Następnie zawiniecie na formie i przełożenie folią, co by powstała potem falbanka wzdłuż rękawka.
A oto efekt finalny:
Musicie uwierzyć na słowo, że w miejscu włóczki są fajne, koliste wypukłości, choć róże były na tyle gęste, że się nie ostały :) I w rzeczywistości brzegi są bardziej malowniczo nierówne :)
Dziękuję wszystkim, których poznałam na warsztatach i tych, których znałam wirtualnie i których znów mogłam zobaczyć :) Pozdrawiam!