Dla siostry, na imieniny uwiłam kołnieżo-szaliczek. Ale przygoda z owczymi lokami jakaś taka niezbyt udana. Jak je uprałam, to się po pierwsze loki porozkręcały, a po drugie strasznie poplątały. Zanim je wrzuciłam na szal to jeszcze jakoś wyglądały, ale teraz nijak nie idzie ich rozpoznać...
Do szala specjalnie pofarbowałam kawałek jedwabnej szmatki i chusteczki jedwabne i nieco tych loków...
Dorzuciłam do tego jeszcze trochę czarnej koronki. Na koniec z pomocą córuni- która chora zaległą w chacie i oblegała tv-a która miłosiernie rolowała-powstałą broszeczka do onego kołnierza...
Zaczęłam troszkę flickra przeglądać w grupie Nuno Felt...Boże, ile pięknych rzeczy, które zrobił już ktoś inny...! Moje przy tym wszystkim, to jak skarpety ciotki Cesi, ze sznurka zdjęte...
No, ale nie będę się pogrążać.
Skończyłam też wymiankowy notes dla Alegrii, więc jutro zostanie wysłany,zapewne...
No,a w trakcie pracy nad moim pierwszym płaszczykiem z filcu (pokażę, jak się doczeka masteringu) poszłam sobie do pewnego klubu, na koncercik, jaki popełniły Muchy.
Mój męczyzna zna ich od lat, a ja tylko z radia, od kilku miesięcy...
Miał okazję zobaczyć kolegów, a ja posłuchać również... I usłyszeć, że historia o tym, że w Elblągu na finale WOŚPu ukradziono im laptopa jest prawdą najprawdziwszą...ech stare śmieci, aż się łezka kręci w oku...
Co ciekawe, dołączając zdjęcie (jedyne jakie wyszło tym 'extra' smartphonem HTC-robi beznadziejne zdjęcia!) przypomniałam sobie o wystroju tego klubu- ręką miąchane w tynku dekoracyjnym ściany-kawałek widać...Świetnie to wyszło, aż żal, że nie widziałam tego, zanim my zaczęliśmy miąchanie na naszych ścianach...