Hmmm... To miał być amarant. Taki barwnik wlałam do gara. Wyszedł ładny kolor, ale na pewno nie ten, jaki miał być. Jako człowiek pod przymusem nazywania, określania, definiowania, chciałam jakoś nazwać ów kolorek. Defekt taki. No i pomimo grzebania wśród kolorów jakoś mi trudno nazwać. Sprawa pozostaje otwarta.
Do szala dobrałam jeszcze pomarańcz, buraczkowy i róż, i czarny.
Chciałam aby jedna strona była silnie jedwabna, więc wełna jest po lewej stronie. Chciałam, żeby jedwab ślicznie się marszczył- i marszczy się! Chciałam, żeby był zwiewny, więc ta lewa strona ma minimum wełny, a w wielu miejscach jej po prostu nie ma na jedwabiu. Dodałam kilka kwiatków, żeby go nieco ożywić i nieco różu na lewą stronę falbany.
Efekt mi się podoba; można powiedzieć, że w tej pracy zapanowałam nad filcem...hehe