Uwiła ja moherowy kołnierz. Trwało to ponad dwa dni, bo co zajrzałam to wyglądał tak samo...W końcu Pani Beata przyznała, że ona kiedyś poległa w walce z moherem, bo się nie chce filcować...No to jeszcze nim pokręciłam i włożyłam do zlewu, by pomiętosić.Polewanie gorącą wodą nieco pomogło...Nawet można powiedzieć, że się ufilcował...Ale kłaki strasznie z niego wyłażą, całą w nich byłam...
Ale włos...taki piękny, długi, cieniutki, sztywny, lśniący...cudo...tylko, już teraz wiem, że raczej z kategorii- jedwab, sztuczne, roślinne- czyli niefilcujące się samo ze sobą...raczej potrzebuje towarzystwa. A że mohera mam jeszcze nieco, to będę szukać mu partnera...może nie do różańca :)
Miał to być kołnierz z dziurkami, otworami, taki organiczny...jest ograniczony :)
Coś ostatnio nie idzie mi, walczę ze szkatułką wymiankową, walczę z filcem, walczę nadstawiając bolącego karku:)
Ale walka!
OdpowiedzUsuńJa moher łączę z wełną. U mnie on czarny i sterczy we wszystkie strony, ale jako ozdoba jest cudny - rozpełza się wąsami
a to małe białe obok tego duzego to co to/ a mówiłam że jesteś cierpliwsza?. udało sie
OdpowiedzUsuńTo broszka do spięcia miała być...taka dziurka z falbanką, hihi
OdpowiedzUsuńOrganiczny, czy tez ograniczony, dla mnie piękny i juz.
OdpowiedzUsuńKołnierz Królowej Śniegu jak ta lala!!! Na pewno cieplutki jest, a w dodatku uroczy :-)
OdpowiedzUsuń